Kupiliśmy w końcu łóżko. Duże 180x200. Sosnowe udające ciemny orzech - pod kolor drzwi.
Na początku myślałam, że może Zygmunt skleci nam jakieś łóżko. Proste dębowe - pod kolor schodów... Po projekcie drzwi od Zygmunta trochę zweryfikowałam swoje oczekiwania - skoro głupie drzwi kosztują 2000zł to łóżko pewnie też nie będzie specjalnie tańsze, a tu jeszcze kwestia stelaża, materaca...
Później szukałam czegoś gotowego, ale tu albo ceny z kosmosu, albo jakieś udziwnienia, albo konstrukcja z płyty co to się może rozpaść po roku użytkowania i do tego ma paskudny kolor...
Po sklepach też nie bardzo jest czas chodzić, a tu na Obornickiej w nienajgorszej cenie można sobie proste, drewniane łóżko zamówić - tyle, że sosna... Do sosny jakoś mam awersję, ale model był taki niesosnowoy (bez tych kulek), a i pomalować go można na ciemno i wygląda całkiem-całkiem. Do tego stelaż dobrany i materac ze zniżką.
Materace to jest kolejny temat-rzeka. Jedno co wiedziałam, to że nie chcę sprężyn bo to badziewie i kurz się zbiera. Rodzice mają lateks z makro i są bardzo zadowoleni. Tyle, że oni go kupili za jakieś 800zł w promocji, a takie lateksy to podchodzą pod 2000zł. Pani w sklepie poleca pianki, bo podobno lateks i tak jest sztuczny, naturalnego jest w materacu mniej niż 5%, a jak jest więcej to cena leci w górę. Do tego niby jest antyalergiczny, ale sztuczność samego lateksu tez potrafi być uczulająca. Daliśmy się więc przekonać na piankę, do tego jakąś z 8% VATem zamiast 23%, bo materac jest zakwalifikowany jako rehabilitacyjny, zdrowotny czy coś. W każdym bądź razie ma różną miękkość z każdej strony i ponoć się dostosowuje do kształtu leżącego człowieka. W sklepie było fajnie - jak będzie na dłuższą metę - zobaczymy. Póki co czekamy na drzwi i Zygmunta, żeby skończył szafę - brakuje jeszcze drzwi.