sobota, 20 marca 2010

Dobrze mieć znajomości....

Jak dobrze, że mam 'swojego człowieka' w urzędzie! Przebudowa dachu wymaga projektów, wniosków, załączników, pozwoleń i innych magicznych papierów. Sama nigdy bym tego nie ogarnęła. Na sam miejscowy plan zagospodarowania przestrzennego czeka się kilka miesięcy. Nie spieszy mi się. Myślę, że chciałabym zacząć budowę na wiosnę przyszłego roku. Do tego czasu może uda się znaleźć projektanta, jakąś ekipę budowlaną i załatwić te wszystkie formalności.

Dzisiaj dostałam wioski o pozwolenie na budowę. Do wniosku muszę jeszcze dołączyć:
  • 4 egzemplarze projektu budowlanego z opiniami, uzgodnieniami, pozwoleniami i innymi dokumentami wymaganymi przepisami szczegółowymi prawa budowlanego
  • oświadczenie o posiadanym prawie do dysponowania nieruchomością na cele budowlane
  • decyzję o warunkach zabudowy i zagospodarowaniu terenu
  • specjalistyczną opinię z art. 33 ust. 3 ustawy Prawa Budowlanego
  • postanowienie o uzgodnieniu, z właściwym organem administracji architektoniczno-budowlanej, projektowanych rozwiązań w zakresie, o którym mowa w art 33 ust 2 pkt 4 ustawy Prawa Budowlanego
Nawet nie wiem czy ostatnie punkty mnie dotyczą... Kasia, która pracuje w urzędzie mówi, że nie, ale do samego projektu będę potrzebowała jeszcze dodatkowych papierów - ot choćby mapy do celów projektowych od geodety...

Warunki zabudowy na szczęście są już zrobione dla części miasta, w której chce się rozbudowywać. Muszę tylko złożyć wniosek o wykonanie wypisu i wyrysu miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego w Miejskiej Pracowni Urbanistycznej.

Z prawem do dysponowania nieruchomością też raczej nie powinnam mieć problemów - reszta rodziny jest zgodna i aprobuje projekt rozbudowy. Wszyscy się cieszą, że wreszcie wyremontowany zostanie dach. Co więcej - że ktoś będzie mieszkał wyżej, co oznacza dla nich mniejsze rachunki za uciekające przez dach ciepło i więcej chłodu latem. A jeśli rzeczywiście zabiorę się za budowę to mogę liczyć na udział w samej nieruchomości.

środa, 10 marca 2010

Narodziny koncepcji

Koncepcja nabrała znamion realności jakość w marcu, kiedy oglądaliśmy niemal gotowy dom kuzyna. Chęć ucieczki do własnego mieszkania była duża, jednak nie aż tak wielka by brać kredyt na 40 lat i kupować własne 4 kąty. Cena. Lokalizacja. Wiedza jak powstają teraz nowe budynki (szybko, byle taniej) i konsekwencje tego (kaloryfery podpięte do sąsiada, cieknący dach, krzywe ściany). Dodatkowo wykup garażu czy miejsca parkingowego. Albo dojazdy z jakiegoś wygnajewa.

Na budowę własnego domu nie mamy co liczyć - zrujnowalibyśmy się na samym kupnie działki. Ale przebudowa strychu i uczynienie go przytulnym mieszkaniem na poddaszu była niemal w zasięgu ręki. Remont dachu i tak był planowany już od kilku lat - dlaczego by nie połączyć go z nową inwestycją?