Całe szczęście z szalunkiem nie dałam się wrobić. Bo najpierw się ze mną targują i wymieniają co to nie oni, że wszystso zrobią i nawet stemple gdzieś od znajomego załatwią i będą u mnie stały 4 tygodnie i że to kosztuje. A potem w czasie prac mnie pytają czy chce kupować własny szalunek czy wypożyczać. Pozwoliłam sobie przypomnieć, że sklerozy nie mam i jak się umawialiśmy to stemple miały być ich i dyskusji już nie było.
Teraz stemple są nasze, bo uprzedzałam uprzejmie, że jak się zaraz po świętach nie zjawią to mogą w ogóle nie przychodzić. Najwidoczniej na stemplach i rusztowaniu aż tak bardzo im nie zależało.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz